2015

śmierć i dziewczyna

Teatr Polski we Wrocławiu

Śmierć i dziew­czyna” to spek­takl o tym, jak naj­spraw­niej zadać tor­turę. Gdzie ude­rzać i z jaką kul­turą? Do jakiej opo­wie­ści przy­wią­zać naszą ofiarę? Co zro­bić, by kat i ofiara mogli odczu­wać się głę­biej i inten­syw­niej?

Wyobraźmy sobie tę sytu­ację. Że przy­kła­damy rękę do ciała dru­giego czło­wieka jak do jakie­goś instru­mentu. I gramy na nim tak długo i tak mocno, aż nas poprosi o bis.

Reży­se­ria: Ewe­lina Mar­ci­niak
Opra­co­wa­nie tek­stu i dra­ma­tur­gia: Łukasz Woj­ty­sko
Sce­no­gra­fia, kostiumy i reży­se­ria świa­tła: Kata­rzyna Bor­kow­ska
Muzyka: Piotr Kubiak
Cho­re­ogra­fia: Domi­nika Kna­pik
Obsada: Ewa Ski­biń­ska, Paweł Sma­gała, Mał­go­rzata Gorol, Michał Opa­liń­ski, Andrzej Kła­k/Adam Gra­czyk (gościn­nie), Kata­rzyna Strą­czek, Piotr Ner­lew­ski, Krzysz­tof Dudek, Miko­łaj Ferenc (gościn­nie), Grze­gorz Rdzak (gościn­nie), Rossy (gościn­nie), Tim (gościn­nie)
Pre­miera: 21.11.2015

Zdjęcia: Natalia Kabanow

Recenzje

Przy­go­to­wa­nie cho­re­ogra­ficzne akto­rów zmie­nia spek­takl w dzieło sztuki pla­stycz­nej. Cho­re­ografka Domi­nika Kna­pik stwo­rzyła żywe obrazy, w któ­rych ludz­kie ciało staje się two­rzy­wem, z któ­rego powstają wizje, niczym na obra­zach Hansa Mem­linga, Hie­ro­nima Boscha czy Pie­tera Breu­gla.

Jedną z waż­niej­szych scen w spek­taklu jest taniec na lodzie głów­nej boha­terki. Jako łyż­wiarka figu­rowa wiruje na sce­nie, uno­szona przez part­ne­rów tanecz­nych zastyga w wyszu­ka­nych pozach. Jest gwiazdą wie­czoru, o któ­rej, po zakoń­cze­niu zimo­wych igrzysk, wszy­scy zapo­mną.

Śmierci i dziew­czyny jest nie­oce­niony, są akro­ba­tyczne popisy Córki i Ucz­nia w koń­co­wej czę­ści przed­sta­wie­nia.

Następny miraż – migo­tliwe świa­tło, pod­świe­tlone czarne ekrany przy­po­mi­na­jące cienką bibułę ze wszyst­kimi zacie­kami i zała­ma­niami bądź ścianki akwa­rium. Nadzy akto­rzy spla­tają się w hybry­dyczny orga­nizm, przy­wo­dzący na myśl roślin­ność mor­ską. Opi­sy­wana scena sta­nowi zresztą kul­mi­na­cję geniu­szu Bor­kow­skiej i cho­re­ografki Domi­niki Kna­pik. Ciała łączą się w ane­miczny ukwiał, by zaraz stwo­rzyć pomost, na który nie bez obawy wkro­czy córka. Kobieta daje się pochło­nąć kłę­bo­wi­sku ciał, topi się w nich, wynu­rza ostat­kiem sił. W tle roz­brzmiewa pul­su­jąca muzyka, migo­tliwe cie­nie wędrują po kuchen­nych szaf­kach. I jest to scena piękna, a jed­no­cze­śnie prze­ra­ża­jąca, odno­sząca się wszak do abso­lut­nego zagar­nię­cia przez eks­pan­sywną sek­su­al­ność świata. W pew­nym momen­cie tłum akto­rów two­rzy for­ma­cję, przy­wo­dzącą na myśl antyczną „Grupę Laoko­ona”. Przy­po­mnijmy tylko, że rzeźba przed­sta­wia moment pożar­cia przez węża mor­skiego, co znów, przy­naj­mniej w doraź­nym kon­tek­ście, odnosi się do sym­bo­liki fal­licz­nej. Gdzie jest, pro­szę Pań­stwa, ta odstrę­cza­jąca por­no­gra­fia? Ja widzę tylko sztukę.

Na zakoń­cze­nie twórcy przed­sta­wie­nia dostali owa­cje na sto­jąco. Tym razem cał­ko­wi­cie zasłu­żone – spek­takl Mar­ci­niak jest jed­nym z naj­lep­szych, jakie wro­cław­ska publicz­ność miała oka­zję ostat­nio oglą­dać.

Z pomocą cho­re­ografki Domi­niki Kna­pik reży­serka insce­ni­zuje sceny ero­tyczne w chłodny, nie­mal labo­ra­to­ryjny spo­sób, a jed­no­cze­śnie spra­wia, że głę­boko widza poru­szają. W kotło­wa­ni­nie nagich ciał na sce­nie jest coś uwo­dzi­ciel­skiego i mrocz­nego zara­zem, a ero­tyczna gim­na­styka w wyko­na­niu Mał­go­rzaty Gorol i part­ne­ru­ją­cego jej Andrzeja Kłaka, obok podziwu dla ekwi­li­bry­stycz­nych zdol­no­ści akto­rów, budzi doj­mu­jący smu­tek.

Odtwórz wideo