filozofia w buduarze
Teatr Nowy w Krakowie
Sztuka, obok 120 dni Sodomy, jest najlepszą i najpełniejszą prezentacją filozofii libertynizmu, której wyznawcą i głosicielem był de Sade. W warstwie etyczniej stanowi prawdziwy libertyński podręcznik wychowania seksualnego w duchu absolutnego immoralizmu. Klasyczna forma dialogu filozoficznego, śmiałe sceny i odważne słowa dotyczące płciowości – czyni ją atrakcyjną w odbiorze.
Reżyseria: Bogdan Hussakowski
Scenografia: Joanna Braun
Choreografia: Dominika Knapik
Obsada: Dominika Knapik, Gracja Niedźwiedź, Jakub Falkowski, Dominik Nowak, Piotr Sieklucki, Edward Linde-Lubaszenko
Fot.: Jakub Garścia
Premiera: 29.03.2009
Recenzje
Zwłaszcza dlatego zostawmy, że Hussakowskiego gra z Markizem nie jest grą w chuligańskie epatowanie dam dobrze wychowanych, ani też grą w stawianie w kłopotliwej sytuacji księdza Bryły – duszpasterza środowisk twórczych. Hussakowskiego gra z Markizem – to czyste przedstawienie, to lekkie gadanie ciężkich świństw, gadanie kraszone seansem gestów – jest grą w przechodzenie na drugą stronę słów. Co tam tkwi? Gdy pieprzności wyświechtać do imentu – jakie światy wyobraźnia zbuduje na kanwie wyświechtanego, kiedy zgasną światła? Wybaczcie przesadę, lecz coś się przypomina. Ze zdjęcia wyświechtanego, milion razy kontemplowanego, wyblakłego, zmatowiałego, już prawie białego, martwego – Kantor zrobił ongiś „Wielopole, Wielopole”. Zapytał: co jest po drugiej stronie?
Przez półtorej godziny obserwujemy świetną grę aktorów Nowego – rewelacyjne zgranie zbiorowe, utrzymywanie w ryzach ciała nawet przy trudnych figurach i akrobacjach, wytwarzanie intensywnego rytmu, sprawiającego, że trudno poczuć znużenie.
Byłam zachwycona bezpruderyjnością i bezpośredniością przekazu, a buduarowa filozofia nie godziła w moją własną. Spektakl oglądałam w napięciu, z zaciekawieniem i w zachwycie nad doskonałą grą aktorską Piotra Siekluckiego (Dolmance), Dominiki Knapik (Madame de Saint-Age), Gracji Niedźwiedź (Eugenia), Jakuba Falkowskiego (Kawaler) i Dominika Nowaka (Ogrodnik/Matka). Każdemu z nich udało się stworzyć konkretną, charakterystyczną postać, wyrazistą pomimo ograniczeń narzuconych przez minimalizm konwencji. Niewątpliwie, gdyby nie kunszt aktorów, po pewnym czasie de Sade w takim wydaniu zacząłby męczyć.